Plecionka

Żeby w bajce być,

Trzeba o niej śnić

Trzeba o niej marzyć wciąż

Mimo, iż kusi Pan Wąż

Baju, baju – będziesz w Raju,

Niosą, pradawne słowa,

Czy kipi nimi głowa? Naukowa?

Czy z serca te niosą się wieści?

Napięciem przesycone treści.

Bo cóż wydarzyć w bajce się może?

Ano wszystko to co stworzę.

Co nakreślę i co zmyślę,

I zatopię się w domyśle.

Zanurzę się w jej przestrzeni,

Poznam grę świateł,

Poznam grę cieni.

Bo Bajka, jak niosą wieści,

To w głowie się nie mieści.

Bajka to rzecz z morałem,

Trzeba jej wiernie, w pełni oddać się

Duszą i Ciałem.

by Magdalena 🍀🐝☀️🍎💕

Na Jabłonkę

Gościu,

Usiądź pod mą koroną, przytul do pnia

I odpocznij sobie.

Witamin tu mnogość,

Przyrzekam ja tobie.

Wprost z hesperyjskiego sadu dostarczone,

Kroplami deszczu podlane,

Słonecznymi promieniami wysycone.

Skosztuj mych darów,

Tu zawżdy smaki urozmaicone.

Owoce me możesz zjeść na surowo,

Gotowane i też pieczone.

Obiecuję,

Będziesz mieć zmysły dopieszczone.

Kwaśne, słodkie, słodko-kwaśne,

Zadowolą podniebienia najbardziej grymaśne

Żółte, bordowe, zielone, czerwone,

Natury pędzlem wybarwione.

Kremowe, soczyste, chrupiące, kruche,

Nie zostawię cię gościu

Z pustym brzuchem.

Z okazji Światowego Dnia Jabłka

~Magdalena 😊💕🍏🍎

Brama Czasów – 22000 Šibenik

Szybenik – miasto w Chorwacji, którego tak naprawdę nie miałam zamiaru odwiedzić. Los jednak zadecydował inaczej. Plan był taki, żeby dotrzeć i osiąść w miejscu, w którym spędzałam wakacje dwa lata temu, w okolicach przepięknego miasta Split, o którym niebawem również pojawi się wpis. Ze względu na różne perypetie życiowe nie mogłam zaplanować dokładnego terminu wyjazdu co skutkowało tym, że nie mogłam dokonać wcześniejszej rezerwacji miejsca docelowego. Tegoroczny wyjazd wakacyjny spokojnie więc nazwać mogę Wielką Włóczęgą. W ciągu trzech tygodni nocowaliśmy z rodzinką w sześciu różnych miejscach. Najdłuższy pobyt to właśnie Szybenik. Jest to kolejne z chorwackich miejsc w którym się zakochałam. A dokładniej, w szybenickim Starym Mieście.

Szybenik to miasto na wybrzeżu Dalmacji Północnej, które wyróżnia się wyjątkowym bogactwem zabytków. Według oficjalnej historii Stare Miasto wzniesione zostało przez Słowian w XI wieku, na wzgórzu wznoszącym się nad ujściem rzeki Krka. Nazwa Szybenik pojawia się po raz pierwszy w 1066 roku w statucie króla chorwackiego Petara Kresimira IV. Szybenik jest najstarszym rodowym miastem Chorwatów na wschodnim wybrzeżu Adriatyku, jednak prace archeologiczne w Zamku św. Anny dowodzą, że miasto było zamieszkałe na długo przed przybyciem Chorwatów, ślady wskazują nawet na trzeci wiek p.n.e. Miasto to nigdy nie zostało zdobyte przez Imperium Osmańskie.

Do odwiedzenia Starego Miasta zainspirowała nas Donka, dziewczyna pracująca w przyplażowym barze. To ona opowiedziała nam ciekawostkę, że Szybenik to miasto w Chorwacji, w którym jest najwięcej stopni schodowych. I rzeczywiście. Już po pierwszej wycieczce, na drugi dzień miałam zakwasy w udach i pośladkach mimo, że na codzień jestem rozćwiczona 🙂 Dobrze, że tym razem nie wpadłam na pomysł by założyć buciki na obcasie co kiedyś, dawno temu uskuteczniłam, wybierając się na moją pierwszą wycieczkę do Splitu. Na chorwackie stare miasta polecam ubrać albo obuwie sportowe albo płaskie, najlepiej podgumowane sandałki.

Wchodząc na Stare Miasto poczułam, że przekraczam magiczne Wrota Czasu. Miasto zbudowane z kamienia. Strome, wąskie, kręte uliczki. Pełno w nim zaułków i zakamarków. Gdybym zmęczona usiadła i zasnęła na którymś ze schodków, po obudzeniu, bez problemu mogłabym pomyśleć, że to XVIII albo XIX wiek. Dotykając murów i kamieni można pobudzić pamięć komórkową i zacząć czytać historię tego miejsca własnym wnętrzem.

Szybenik to dla mnie konstrukcja światłocienia. Cień rzucany przez kamienne budynki powoduje, że spacer wąskimi uliczkami, pomimo upału, jest znośny i przyjemny. Czy dawne cywilizacje były budowniczymi Cienia? Cienia ochronnego? Chyba tak 🙂

Nasze szybenickie wycieczki, trzy 🙂 odbyły się późnymi wieczorami, gdy upał był już w miarę znośny, jednak spacer po tych ciemnych zaułkach i krętych uliczkach sprawia, że wyobraźnia sama podsuwa obrazki, tworzy scenariusze, wywołuje na wierzch podświadome lęki. Wcale nie dziwi więc fakt, że Szybenik to pierwsze miasto na świecie w którym 28.08.1895 roku uruchomiono oświetlenie elektryczne. Zasilanie pochodziło z elektrowni wodnej zbudowanej przy wsparciu Nikoli Tesli na rzece Krka. Była to druga na świecie elektrownia – pierwszą, dwa dni wcześniej, Edison uruchomił na rzece Niagara. Sama, pomimo oświetlenia, miałam ciarki na skórze, przechadzając się niektórymi uliczkami.

Byłam już w wielu starych miastach i wszędzie tam mieszkają koty. W Szybeniku na każdej ulicy mieszka jakiś kot. Odwiedzając to miasto trzy razy zauważyłam, że one mają tam własne rewiry. Nie błąkają się tak po prostu. Każdego ze spotkanych kocurów spotykałam ponownie w dokładnie tych samych miejscach. Koty to opiekuńcze duchy starych miast. Dzięki nim mieszkający tam ludzie nie mają problemu z gryzoniami zagrażającymi zgromadzonym zapasom, czy roznoszącymi wszelką zarazę. Koty szybenickie są bardzo miłe, otwarte, pozwalają na czułości, chętnie dosiadają się do spożywających pokarmy ludzi i przyjmują ich wyrazy uwielbienia.

Nad miastem góruje Twierdza św. Michała, niegdyś Zamek św. Anny, na której odbywają się różne festiwale muzyczne i świetlne spektakle. W ogóle Szybenik jest niezwykle rozśpiewanym miastem. W co drugiej, trzeciej knajpce, barze czy restauracji, ktoś śpiewa. A to zespół umilający czas biesiadującym turystom, a to męski chór brawurowo wykonujący covery światowych przebojów, a to karaoke… Gwarno, wesoło, tanecznie i śpiewnie – tak określiłabym nastrój miasteczka.

Dodatkową atrakcją miasta jest odbywający się na przełomie czerwca i lipca Międzynarodowy Festiwal Dzieci. Jedyny taki na świecie. Podczas festiwalu prezentowane są wszystkie formy aktywności twórczej dzieci. Występy dziecięcych zespołów, warsztaty twórcze, część edukacyjna. Miasto skąpane jest kolorami, balonami, jest głośno i wesoło a na niebie tańczą fajerwerki.

Szybenik to miasto, które mnie zauroczyło. Już wiem, że i tam będę wracać przy każdej możliwej okazji. Może uda się odwiedzić je choć raz za dnia i zwiedzić wszystkie twierdze, a także wejść głębiej w Cmentarz sv. Any, bo po nocy to jednak tak trochę straszno 😉

By oddać klimat miejsca wrzucam, trochę więcej niż trochę, fotek. Mam ich więcej i trudno było mi dokonać selekcji. Miasto jest tak urocze, że pokuszę się o stwierdzenie, że jest ich tylko tyle . Miłego 🙂

Panta Rhei – w odcieniu Baala

Nie znałam wartości swego serca

Nim na południe dotarłam.

Południe pokochałam.

Pamięć wróciła i

Zrozumiałam.

Północną Matkę,

W chwale świadomie,

Umiłowałam.

To Stamtąd tęsknota duszy zawodziła

By mi Ona twarz obmyła,

Lico rozpogodziła,

Wiatrem na wskroś przeszyła, wzrok nawilżyła.

Wena

Dręczą dłonie.

Pieką, palą…

Czy je zamknąć? Czy…

Otworzyć?

One chcą własnym życiem żyć w ich chwili…

Czy je puścić, uwolnić?

Pozwolić im swą życia wersję tworzyć?

*

Napięcie chce pójść w przód,

Choć chwilę błysnąć i zaświecić,

Chce Prawdzie nadać własny kolor,

Zwarcie zrobić, pożar wzniecić.

*

Czasem tak dużo ciśnie się na usta…

Słów pełna droga pusta….

*

Czy może Sercu dać zgodę,

I Światło ćmić po woli ?

Rytmicznie blask rozniecać,

Światłu nierozproszonemu pozwolić się wzniecać,

Płomieniem wprost z nasienia roztlonym,

Wewnętrznym pulsem uniesionym.

*

Życiem żyć, a nie przed życiem uciekać,

Kierować swoim losem.

Zegarki mówią…

Ludzkim głosem.

💕

Magdalena

Falowanie

Głowa nasiąka brakiem humoru,

Ściana smogowa, bez folkloru

Gamą niekoloru

Diament brudzi,

Serca,

Chłodem studzi.

*

A gdyby tak, choć raz,

Na wspak.

Wejść na biegun bańki cienistej,

Zluzować ciernie korony ciernistej…

Usiąść pod Lipą,

Popatrzeć na Lipę,

I poczuć tę Lipę…

Tchnieniem głęboko…

Ku Poznaniu,

W głębię wyruszyć.

*

A potem beton skruszyć.

Żagle rozwinąć, ster w dłonie ująć,

Z toni na wierzch wypłynąć,

I otwartym szeroko horyzontem

W Życie ruszyć.

Magdalena 💕🐣

Boski Gobelin

Z okazji Nowego Roku życzę Wszystkim by ten rok przyniósł dużo zdrowia i wiele radości, by obficie darzył szczęściem, miłością, przywrócił spokój serc i wewnętrzny uśmiech 🌟

Adam Mickiewicz

SNUĆ MIŁOŚĆ

Snuć miłość, jak jedwabnik nić wnętrzem swym snuje,

Lać ją z serca, jak żródło wodę z wnętrza leje,

Rozwijać ją jak złotą blachę, gdy się kuje

Z ziarna złotego, puszczać ją w głąb, jak nurtuje

Źródło pod ziemią, – w górę wiać nią, jak wiatr wieje,

Po ziemi ją rozsypać, jak się zboże sieje,

Ludziom piastować, jako matka swych piastuje.

Stąd będzie naprzód moc twa, jak moc przyrodzenia,

A potem będzie moc twa, jako moc żywiołów,

A potem będzie moc twa, jako moc krzewienia,

Potem jak ludzi, potem jako moc aniołów,

A w końcu będzie jako moc Stwórcy stworzenia.

💕

Magdalena

Chciej

Czasem w człowieku mieszka taki Chciej,

I mówi:

To miej, to miej, i to i jeszcze to…

Miej,

Coraz więcej chciej.

Chciej bywa, że

Chce być usłużny.

I nie robi tego dla jałmużny.

Nie, o nie , nie tego Chciej chce.

Chciej, chce Naj…

Najpierwszy, najlepszy,

Najdobrzejszy,

Uda nawet, że jest pokorniejszy,

Byle tylko być – pierwszy.

Tak,

Chciej lubi mieć na zawołanie…

Tak, tu i teraz, niech się stanie!

Tupnie, oczka zwilży, piąstki ułoży,

W mig haftowany podpis

Na człowieczej obroży, złoży.

I człowiek w jarzmo Chcieja upięty,

Goni po Chciejskie chętki i przynęty,

I w kółko, wokoło orze jak może,

Do upadłego,

Bo chcieć to móc…

Ciśnie więc swe flaki na całego.

Chciej Kołodziej…

I chce, i chce,

I gna, i goni,

Chciej znów swe chciejskie łezki roni.

I tupie, zęby zaciska, piąstki układa,

W człowieku coraz mniej jego,

Coraz większa w nim zwada,

Coraz większa skrucha,

Pod chciejskim pręgierzem,

Tylko swego Chcieja słucha,

Aż w końcu wyzionie Ducha.

Człowiek,

Chciejowi nie dogodzi,

Istoty swej nie rozwinie,

Życia nie przeżyje…

Topiąc je w wiecznej winie.

Bo Chciej to taki

Iluzji czarodziej,

Paluszkiem się nie zadowoli,

To Życia złodziej.

Na zielonej trawie..

Filipek z zarośli wystawia uszy
i nasłuchuje dźwięków borzej duszy.
Ach te mody, zmieniają się
w mgnieniu oka, skrzeczy sroka.
Dziś modne jest to, jutro tamto,
nie nadążasz kolego, jesteś do niczego.
Raz kiedyś wilk podążając za modą,
wzgardził wodą.
Wypił wilk piw kilka
i nosiły potem wilki wilka,
przez dni kolejnych parę,
bo w kacu miał swą karę.
Wilk mądry po szkodzie..
Stracić głowę starczy chwilka,
nieśli go więc tylko raz,
a nie kilka.
Niedźwiedzia woła mjododajna pszczoła,
z gawry wylazł i do mjodłodajni się skrada,
o modach i głupotach nie gada,
bo mjodek świeży to od zawsze
ulubiony przysmak mjodojada.
A tylko lud za modą..
Raz w plus, raz w minus.
Niczym liski farbowane,
licząc na jakąś zmianę, gonią
po wymyślonym niebie,
tracąc Siebie.
Szukając szczęścia w złocie,
zapominają o prostocie..
I frajdzie z kąpieli w błocie.

by Magdalena 🙂

Wśród

Jedna Prawda

Zawarta pomiędzy prawdami,

Pomiędzy kolorami, barwami,

Odcieniami…

Pomiędzy dźwiękami, brzmieniami,

Tonami…

Czy oktawa czy kwinta?

To wciąż achillesowa pięta.

Wio! Linio!

Zewsząd wołają,

Prawdy pomiędzy nie zważają,

Że i zera

Swe plusy i minusy zmieniają.

by Magdalena 😊☀️

Na Podniebiu

Za oknem zbierają się chmury.

Dzień jasny zmienia się w ponury,

Nadchodzi cień mgły

Szarobury.

Pierwej obłoczki nieśmiałe,

Jeden z drugiego.

Znikąd się biorą, na potęgę mnożą,

Dystansu nie trzymają,

Płynne i plastyczne,

Gdzie chcą docierają,

Gromem grożą.

Kto formuje chmury?

Ten co na nie patrzy?

Czy ten co tchnie je z góry,

I wypuszcza ze swej tajnej dziury?

Zawiłe, wijące się kłęby

Potężne kaskady żywiołu,

Niczym sztorm powietrzny

Widzialny z dołu…

Obok samotny obłok z lekka tańcząc

Odlatuje…

Umknął, wyrwał się

I poboczny

Swój wątek snuje…

Dąb – Rzecz w Polsce, pospolita.

Oko Jagiełły

Dziś dzień świąteczny, Narodowe Święto Niepodległości. Moje myśli nieustannie kierują się w stronę lasu. Nie zważam więc na Czas i lecę w las 🙂 W tym roku miałam szczęście i spotkałam na swej drodze kilku takich polskich władców borów.

Przez oko Dębu Jagiełły patrzę na te dwa Nagie Dęby 🙂 i przypominam sobie jak pieruńsko kojąco wpływa na mnie pobyt w dębowym gaju, od razu ładują się wewnętrzne akumulatory.

W dąbrowie spędzić dzień dobry, spotkać dobrych braci od ochrony, obrony.

Gdy człowiek jest roz(s)trojony, gdy myśli, ciało i oddech są niezjednoczone, energia napędowa rozdziela się na trzy, co powoduje, że żadna z tych trzech części nie dostaje pełnej mocy. Gaj daje ochronny cień. Przytula, otula, pozwala odetchnąć, ochłonąć. W jego cieniu można uporządkować szaleństwo, schłodzić głowę. Następuje połączenie oddechu, ruchu ciała, myśli. Człowiek jednoczy się w sobie i taka skoncentrowana energia zasila, dodając napędu. Osoba zharmonizowana dostaje pełną moc.

W cieniu widać wyraźniej, nie razi, wszystko jest stonowane, w swej wyrazistości – uwypuklone. W cieniu każdy dźwięk jest wyraźniejszy.

Co tworzy muzykę, dżwięk czy pauza?

Miara sztuki czy sztuka miary?

Co ważniejsze, podróż czy przystanek?

Na przystanku można przyjrzeć się podróży. Po prostu przez chwilę trwać, nie gnać. Trwanie w czasie to czas życia.

Czy umyka?

Czy go gonię?

Czy się z nim ścigam?

Czy go wyprzedzam?

Czy tęsknię za odliczonym?

Bądź – mówi Dąb. Weź w dyby swój byt.

„Człowiek jest tylko sumą oddechów” cytując Sidney’a Polaka. Jaki jest mój oddech? Płytki, powierzchowny, zachłanny? Czy głęboki i sycący?

Spokój bijący od dębów wpływa na ciepło myśli. Przebywając w dębowych gajach, doświadczyć można spektakularnych widoków, prawdziwych świetlnych spektakli.

Dąb to święte drzewo burzy i grzmotu, siły, długowieczności i nieśmiertelności. Na obszarze słowiańskim związany z bogiem piorunów – Perkunem. Rzym dawny, największe zasługi obywatelskie wieńczył liściem dębowym. Staroitalskim opiekunem czasu był Janus, traktowany na równi z Jowiszem. Z szumu dębowych liści, w Dodonie – najstarszej wyroczni greckiej, kapłani odczytywali wolę Zeusa. Złote Runo wisiało na dębie. Okręt Argonautów – Argo, posiadał belkę wyciętą z dębów dodońskich, dzięki czemu okręt mógł mówić i posiadał dar wieszczenia.

Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej” pisze: „Słowianie czcili starożytne dęby od wieków. W jednej starej kolędzie podkarpackiej mowa jest o stworzeniu świata, kiedy nie było nieba ni ziemi, tylko morze sine, a pośród morza stały dwa dęby.”

W wierzeniach ludowych żołędzie odpędzały pioruny dlatego kładło się je na parapetach. Noszone przy sobie, jako np. bransoletka, ochraniały przed piorunem i zapewniały dobrobyt.

Żołędzie to owoce dębu. Zawierają ok. 50% skrobi, 6% białka i 30% tłuszczów. Są bogate w potas, magnez, witaminę PP i kwasy fenolowe. Przed spożyciem należy poddać je odgoryczeniu. Można je jeść ugotowane, przygotować z nich mąkę , kawę. Kawa żołędziowa jest tak pożywna, że zalecano ją rekonwalescentom i anemikom.

Liście dębu są znakomitym dodatkiem przy kiszeniu ogórków oraz pieczeniu chleba.

Odwary z kory dębu mają działanie ściągające, przeciwzapalne i antywirusowe.

Dobrym ćwiczeniem na zwiększenie pojemności płuc jest zabawa językowa, którą pamiętam z dzieciństwa. Należy wziąć wdech i na jednym wydechu, jak najszybciej i w kółko powtarzać: ząb zupa zębowa, dąb zupa dębowa. Powodzenia 🙂

by Magdalena 🙂

Rzecz O Ulach

Apis Mellifica to łacińska nazwa pszczoły miodnej. W Egipcie wierzono, że pierwsza pszczoła wyfrunęła z rogów świętego byka – Apisa. Dlatego też w Europie za ojczyznę pszczelarstwa uznaje się Egipt. W mitologii hinduskiej, pod postacią pszczoły przedstawiany jest bóg Wisznu a Kryszna, jedno z wcieleń Wisznu, nosi pszczołę na głowie. Starożytni Hebrajczycy uważali, że najszczęśliwsza jest ta kraina, która „mlekiem i miodem płynie” i za taką uważali ziemię chananejską. Król Salomon twierdził: „Jedz synu miód bo jest dobry i przedłuży dni twego żywota”. Ibrahim Ibn Jakub w zapiskach ze swoich podróży do krajów słowiańskich w X wieku zapisał: „Polska to kraj mlekiem i miodem płynący”. Arabowie na półwyspie arabskim matkę pszczelą nazywali Księciem. Zeus otrzymywał miód pochodzący z uli należących do królewny Melissy. Bohaterowie Homera z „Iliady i Odyssei” również jadali miód. Zwolennikiem miodu jako pokarmu i jako leku był Hipokrates, ojciec medycyny. Podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich atleci spożywali znaczne ilości miodu.

Zwłoki Aleksandra Wielkiego, który zmarł w wieku 33 lat na malarię po ukąszeniu komara, przechowywane były w beczce z miodem. Jest to dowód, że już wtedy wiedziano o konserwujących właściwościach miodu. Herodot opisuje, jak po śmierci wodza babilońskiego Argesipolisa, na wyprawie wojennej w Macedonii, wierni żołnierze zanurzyli jego zwłoki w miodzie. W ten sposób przewieźli je do ojczyzny, mimo panujących tam upałów. W ten sam sposób balsamowali swoich zmarłych starożytni Grecy i Afrykańczycy. Usuwano wnętrzności ze zwłok i tak wypatroszoną jamę brzuszną wypełniano miodem. Uważano, że miód wyleczy chorego, pogryzionego przez chore na wściekliznę zwierzę lub ukąszonego przez żmiję. Jad pszczół uodparnia na jad wężów i żmij. W Afryce, pszczoły do dziś w wielu miejscach uważane są za owady totemiczne. W wielu miejscach w Australii traktuje się je jako święte. Od wieków dużą wagę do hodowli pszczół przywiązują Chińczycy i mieszkańcy Ameryk. Ogromnym powodzeniem cieszył się szczególnie u Azteków.

W Europie powstało określenie „miodowy miesiąc”, jest to wymysł skandynawski. To tam tradycja nakazywała by wesele trwało 30 dni a przez cały ten czas pito tylko szlachetne miody sycone.

Jednym z najstarszych dokumentów bartnictwa, pochodzący z młodszej epoki paleolitycznej jest malowidło ścienne z Alpery we wschodniej Hiszpanii. Przedstawia ono kobietę w otoczeniu roju pszczół podczas wybierania miodu z dziupli drzew. Z okresu brązu pochodzi znalezisko z Guldhej w Danii, tam w naczyniu z kory brzozowej, umieszczonym w dębowej trumnie znaleziono żurawinowe wino słodzone miodem. Papirus znaleziony w Egipcie i odczytany przez Jerzego Ebersa, niemieckiego egiptologa, mający już ponad 3500 lat wysławia, że Egipcjanie stosowali miód do leczenia ran i nie wybierali go pszczołom dzikim ale hodowali te owady w wielkich, glinianych dzbanach. Podczas prac wykopaliskowych w okolicach Neapolu, wydobyto szczelnie zamknięte wazy z miodem, który był wciąż jadalny, mimo, że liczył ok 2500 lat. W grobowcach faraonów, wśród znalezionych skarbów, odkryto również naczynie z miodem a rysunki wyryte na ścianach grobowców opowiadają m. in. o hodowli pszczół i o miodzie. Około 20 000 lat temu uwieczniono na ścianach Groty Pajęczej, koło dzisiejszej Walencji w Hiszpanii, scenę rabunku miodu przez człowieka.

Najpierw podkradano miód pszczołom dzikim, gnieżdżącym się w dziuplach, później rozwinęło się bartnictwo czyli hodowla pszczół w barciach, naturalnie bądź sztucznie wydrążonych dziuplach, najpóźniej pasiecznictwo, czyli hodowla pszczół w pasiece, w gromadzie uli skupionych na niewielkiej przestrzeni.

O używaniu pszczelego wosku na terenie dzisiejszej Polski świadczą pośrednio ówczesne metody odlewnicze. Zwały się one wosk tracony i wymagały wielkich ilości tego pszczelego wyrobu. Było to już w epoce brązu. Priskos z Panionu w Tracji, opisując swoje poselstwo do Attylli, wodza Hunów, pisze o używaniu miodu przez Słowian: „dostarczono nam… zamiast wina czegoś, co tam na miejscu nazywa się medos.” Jest to obok słowa strawa najstarszy zapisany wyraz słowiański, używany przez Słowian naddunajskich. Święty Otton, apostoł Pomorza Zachodniego pisał o Polanach: ” nie dbali o wino, mając w piwie i miodzie tak wyborne napoje…” Zygmunt Gloger w jednej z prac o dawnych czasach, bartnictwie i pszczołach, pisał: „lada wydrążony pień służył za ul, lada bór był pasieką…” a całe osady trudniły się bartnictwem. W niemieckich kronikach z XII w. informował, że kraje słowiańskie są mlekiem i miodem płynące. Miód zwano przaśnym. Był on w owych czasach, a i wcześniej produktem eksportowym. Miodu uzyskiwano tyle, że można było zaopatrzyć weń całą Germanię, Brytanię i najdalsze strony Europy Zachodniej. W ówczesnych czasach pszczoły traktowane były jak rodzina, bo to one zarabiały na dom i dawały dobrobyt. Były złotymi muszkami lub robakami bożymi. Pszczoła nie zdychała a umierała. Zabicie pszczoły traktowane było jako grzech dlatego uśmiercaniem rodzin pszczelich tzw. siarkowaniem, trudnili się handlarze żydowscy a w Rumunii – Cyganie, gdyż ich nie obciążano moralnie za ten czyn.

W duchu religii katolickiej wierzono, że pszczoła miała zrodzić się z ran św. Piotra, Pawła a nawet samego Jezusa. W Europie wierzono, że pasieka musi znajdować się w pobliżu kościoła, w zasięgu dźwięku dzwonu kościelnego, w zasięgu głosu Boga. Dzwonki miały zwabiać roje. Wierzono, że wraz z ucieczką roju, z pasieki może uciec szczęście. Pod ulem zakopywano złoto, żeby zysk z pasieki dawało. Istnieją również podania o tzw. rojnicy, gadzie podobnym do żmii. Wierzono, że rojnica wydaje z siebie rój pszczół, stąd jej nazwa. Trzymano ją w pasiece, miała gniazdo pod ulem i karmiono ją raz dziennie bułką rozdrobnioną w słodkim mleku. Kto ma rojnicę, temu się pszczoły bardzo darzą.

Był czas, że kary sądowe trzeba było spłacać miodem a grzechy woskiem na świece do kościoła. Dokumenty z VIII w. świadczą o tym, że Słowianie zachodni składali daniny z wosku. „Na Pomorzu miodu było w bród” – wspomina Herbort w swoim „żywocie św. Ottona bamberskiego”, Z tego samego okresu pochodzi znaleziona w Gnieźnie część naczynia ze stwardniałym plastrem miodu. Gall Anonim pisał o Polsce, jako o kraju obfitującym w miód, gdzie las miodopłynny. W Polsce, w czasach wczesnośredniowiecznych prymitywna gospodarka hodowlano-leśna była już znacznie rozwinięta. Miód zbierano w dziuplach drzew, tzw. ślepotach. Pszczoły nazywano zielonymi albo borówkami. Niszczono wówczas roje, nie troszczono się o pszczoły.

Największy rozwój polskiego pszczelarstwa nastąpił w średniowieczu. Powstał wtedy specjalny język bartników, niezrozumiały dla osób spoza tego kręgu. Niektóre ze słów zachowały się do dziś np. barć zwała się dzień, a zatykano ją specjalnym zatworem, czyli dłużnią lub zadłużem, chroniącym przed napastnikami. Barć – to stara nazwa słowiańska, pochodząca z indoeuropejskiego rdzenia bher, stąd nazwy miejscowości typu: Bartodzieje, Barcie, Bartniki. Nazwy te pochodzą z czasów wczesnego średniowiecza. Od wyrazu barć hodowlę pszczól nazywano bartnictwem, ludzi pracujących w barciach – bartnikami, a tych, którzy wyrabiali barcie – bartodziejami. Na terenie grodów Gniezno i Opole znaleziono pochodzące z XII w. żelazne piesznice, względnie pieśnie, czyli rodzaj żelaznego dłuta z tulejką, używanego do drążenia czyli dziania barci w drzewie. Drążono w pniach barcie czyli otwory w których mógł zainstalować się rój. Wiercono je wysoko w pniu, na ogół od południowo-wschodniej strony, gdyż strona ta była najmniej narażona na wiatry. Taki wydrążony pień zwano dzianym. Na Rusi już w XI w. bartnicy znakowali barcie dziedzicznymi znakami własności. We wczesnym średniowieczu znano już żelazne kolce, ułatwiające wchodzenie na drzewa bartne po miód i wosk zabierane dzikim pszczołom. Do przygotowania barci wybierano stare drzewa o pniu grubym i pozbawionym gałęzi do znacznej wysokości. Drążono wtedy otwory w sosnach i dębach, rzadziej w jodłach i jesionach. Sosna znaczyła drzewo dziane. Na Polesiu jeszcze w XX w. sosnę nazywano choją a sosna oznaczała pień drzewa z wydrążoną barcią.

Zaniedbanie barci zwano omieszkaniem, zabezpieczenie roju na zimę zwało się łaźbieniem, był też dzwon, czyli kawał kloca tzw. kłoda samobitnia, zawieszona przed wejściem do barci, która uniemożliwiała niedźwiedziowi rabunek, gdyż waliła go po łbie ile razy usiłował dobierać się do miodu. Niedźwiedź jest całkowicie odporny na jad pszczeli a jego pierwotną nazwa to miodojad. Obroną przed konkurencją niedźwiedzią była tzw. odra – drzewo bartne otaczano drewnianym pomostem z dartych desek, miały one od spodu liczne, sterczące w dół kołki. W Puszczy Białowieskiej jeszcze w połowie XIX w. stawiano na piecu drewniane, okrągłe naczynia z rzeszotem w które wkładano plastry z miodem, gdy ten się ogrzał, spływał do drewnianych kubłów a te przechowywano później w komorze.

Bartnik zobowiązany był do składania z miodu daniny, która stanowiła połowę, a często i trzy czwarte całej produkcji. Właściciele borów, z miodu otrzymywanego od bartników robili głównie miód pitny bądź odsprzedawali go za granicę. W średniowieczu, skóry upolowanej zwierzyny oraz miody, stanowiły główny produkt eksportowy. Z wosku, poza jego używaniem do celów odlewniczych, wytapiano świece i przeznaczano do wyrobu pieczęci, na które było duże zapotrzebowanie. Mniejsze ilości wosku brano do wyrobu tabliczek do pisania, służyły one uczniom i kancelistom pisarczykom jako brudnopisy. W późnym średniowieczu bartnictwo zdecydowanie rozkwitło. Powstały różne prawa porządkujące tę dziedzinę. Podstawową jednostką bartną był tzw. bór inaczej oblina. Składał się zwykle z 60 drzew bartnych, rozrzuconych na przestrzeni wielkiego lasu. Do boru należały też polany leśne, pełne kwitnących roślin aby pszczoły miały z czego zbierać miód. Bór należał zwykle do jednego właściciela, bartnika, który oznaczał swoje drzewa znakami bartnymi tzw. cisnami. Bór był dziedziczny ale właściciel mógł swoje prawa do boru, czyli obliny, sprzedać. Zrzekał się wtedy nie tylko barci ale oddawał także i narzędzia bartne nowemu właścicielowi. Osady bartne, często stawały się zaczątkiem nowej wsi. Prawa bartne były surowe, wręcz okrutne. Najcięższą karę, gardłową – przez powieszenie, wydawał sąd bartny, dla złodzieja złapanego na gorącym uczynku kradzenia miodu czy całej barci. Gdzieniegdzie, prawo bartne było jeszcze sroższe. Stosowana była kara tzw. wyciskanie kiszek. Mimo surowych kar, uczciwość bartników była niezwykłą. Pszczelarze nie musieli składać przysięgi w sądach bo i bez niej wiedziano, że mówią prawdę. Bartnikom ufano. Od wyroku sądu nie było apelacji. Czasem karą była banicja, wywołanie z puszczy czyli wypędzenie bartnika z bractwa za popełnione wykroczenie. Sądy zbierały się i obradowały jesienią, stąd te jesienne dni zwane były rokami bartnymi. Jak wynika z umów bartnych i to prawie wszystkich dotąd zachowanych, w umowach wymienia się męża i żonę. To małżeństwa wspólnie kupowały, sprzedawały i zastawiały swe bartnicze gospodarstwa. Wdowa zawsze dziedziczyła po mężu połowę jego barci, córki dziedziczyły po bracie czy po rodzicach na równi z synami. Gdy któryś bartnik ożenił się z dziedziczącą panną to nie miał prawa sprzedawać czy zamieniać bartniczego gospodarstwa bez jej zgody. Zwykle jednak barcie czy pasieki dziedziczył ten syn, który najlepiej znał się na pszczołach a resztę rodzeństwa musiał spłacać.

Wojny przypadające na połowę XVII w. pociągające za sobą ogromne zniszczenia spowodowały, że z bartnictwa zaczęto powoli przechodzić na pasiecznictwo. Bartnictwu zagrażał również przemysł leśny. Wycinano najokazalsze drzewa na budownictwo, na eksport, na sprzedaż i coraz trudniej było znaleźć odpowiedniej grubości pnie. Właściciele lasów usuwali z nich powoli bartników. Zygmunt Stary nakazał przepędzić ich z Puszczy Niepołomickiej. W XIX w. wydano ustawy zabraniające uprawianie bartnictwa, chodziło tu o ochronę drzewostanu. Taką ustawę wydał rząd pruski dla Prus Królewskich w 1820 r. a 7 lat później rząd Królestwa Polskiego. Inną przyczyną upadku bartnictwa były wysokie podatki, które sprawiały, że zajęcie to stało się nieopłacalne.

Słowa ul i pasieka są pochodzenia słowiańskiego. Ul oznaczał pierwotnie każde wydrążenie, pasieka – miejsce posieczne, czyli wyrąbane w lesie. Na jednym ze zjazdów Międzynarodowego Stowarzyszenia Naukowców-Pszczelarzy w Londynie, dyrektor tej organizacji dr Eva Crane powiedziała: „Aby móc się orientować w najnowszych osiągnięciach apiologii trzeba uczyć się i znać język polski.”

Pszczelarze często mówią, że rozmawiają ze swoimi pszczołami i że obie strony doskonale się rozumieją ale aby człowiek mógł zrozumieć pszczoły, być ich przyjacielem, musi je pokochać. One wtedy odwzajemnią się z nawiązką. Pszczoły porozumiewają się gestami, ruchem, tańcem. Pszczelarz, który kocha swoje owady potrafi wiele zrozumieć z tego co mówią. Gdy pszczoły są w niebezpieczeństwie, przyzywają pszczelarza, wydając wtedy specjalne dźwięki, rodzaj rozpaczliwego sygnału, który dobry właściciel słyszy i rozumie a gdy udzieli pszczołom pomocy, one dziękują radosnym tańcem. Pszczelarze słyszą też rozmowy pomiędzy młodymi królowymi, przed wyjściem ze swoich celek, potrafią powiadomić pszczelarza, że chcą opuścić ul, powiadamiają go o tym wcześniej, żeby mógł im ten nowy dom przygotować. Wykonują wtedy specjalny taniec, przez pszczelarzy zwany ósemkowym. Odbywa się on od samego rana, przez cały dzień aż do wieczora.

Gdyby nie praca owadów, głównie pszczół, wiele roślin nie mogłoby po prostu istnieć. Bez owadów nie byłoby rozmnażania się wielu gatunków roślin, zwłaszcza tych, które są obcopylne, czyli potrzebują zapylenia krzyżowego. Gdy odkryto Australię, nie znaleziono tam pszczół. Sprowadzone z Europy i troskliwie pielęgnowane jabłonie rosły pięknie, kwitły obficie ale nie owocowały. Dopiero po sprowadzeniu pszczół drzewa zaczęły dorodnie dawać plony. Bez pracy pszczół nie ma co liczyć na wysokie plony nasion czy owoców bardzo wielu roślin uprawnych. Wiedzieli o tym starożytni Grecy i Egipcjanie, dlatego rozwijali pszczelarstwo wędrowne, tzw. koczujące. Stawiali ule na tratwach i ci pierwsi morzem i zatokami, a drudzy – Nilem, płynęli tam, gdzie akurat pożytku była obfitość. We Włoszech do dziś przewozi się pszczoły z wysp na ląd lub przenosi ule w Alpach i Apeninach z miejsc niżej położonych w góry, gdzie owady mają nie tylko kwiaty ale i spadź.

Miód, pyłek kwiatowy – pierzga, mleczko pszczele, jad pszczeli, kit pszczeli, wosk, zapylanie roślin – to wszystko pochodzi od pszczół. Wszystko to jest przydatne i niezmiernie korzystne dla człowieka. Miód spadziowy ma więcej mikro- i makroelementów niż miód nektarowy i wykazuje lepsze właściwości lecznicze m in. w gruźlicy, chorobach krążeniowych i trawiennych. Spadź, wydalana przez mszyce bądź czerwce, występuje na igłach i gałązkach jodeł, świerka oraz modrzewia a także na wierzchniej stronie liści dębu, leszczyny czy lipy. Najaktywniejsze są miody spadziowe z drzew szpilkowych, miody lipowe i grykowe. Najmniej aktywne są miody rzepakowe, ognichowe i wrzosowe.

Bardzo istotną substancją występującą w miodzie jest inhibina. Pochodzi ona z organizmu pszczół i ma właściwości bakteriobójcze. Inhibina jest bardzo wrażliwa na światło i podwyższoną temperaturę dlatego próżno oczekiwać jej w miodzie wystawianym na słońce czy podgrzewanym. Ciemne, suche i chłodne pomieszczenie to warunki idealne dla przechowywania miodu. Bardzo ciekawym odkryciem okazało się zjawisko, że miód , który pszczoły produkują w górach wykazuje dwukrotnie silniejsze działanie bakteriobójcze od miodu produkowanego przez pszczoły w dolinach. Podobnie jest u krów. Mleko od krów pasących się na wysokości powyżej 1000 m. n.p.m. hamuje rozwój bakterii o wiele silniej niż tych, żyjących na nizinach. Inhibiny niszczą bakterie gram-dodatnie i gram-ujemne, nie mają wpływu na drożdże i pleśnie. Miód najskuteczniej niszczy gram-dodatniego gronkowca złocistego. Miód posiada również właściwości antybakteryjne dzięki obecności nadtlenku wodoru, który razem z kwasem glukonowym, dzięki działaniu enzymów, powstaje z glukozy. Miód niedojrzały lub fałszowany cukrem nie posiada enzymów, przestaje być „żywy”, jest niepełnowartościowy. Miody świetnie radzą sobie ze streptokokami, stapylokokami, pałeczkami tyfusu brzusznego czy pałeczkami jelitowymi. Słabe działanie mają wobec gram-ujemnej pałeczki okrężnicy. W miodzie spadziowym z jodły znaleźć można gwajakol, mający silne właściwości wykrztuśne. Medycyna ludowa stosowała go przy chorobach dróg oddechowych. Świeżego miodu, prosto z plastra, używano w leczeniu ropiejących i śmierdzących ran. Miód był bardzo ważnym środkiem leczniczym medycyny ludowej. Znaleźć można receptury na leczenie nim chorób żołądkowo-jelitowych, wątroby, nerek, chorób płucnych, niektórych chorób skóry a nawet cukrzycy. Hipokrates twierdził, że miodowy napój gubi flegmę i uspokaja kaszel. W „Księdze Życia” czyli hinduskiej Ajur-Wedzie można znaleźć polecenie leczenia gruźlicy płuc miodem i mlekiem. Awicenna uważał, że w początkowych stadiach tej choroby doskonałym lekiem jest miód utarty z płatkami róż. W medycynie ludowej stosowano miód z mlekiem kozim i sadłem niektórych zwierząt (borsuków, psów i in.) a także miód z wywarem korzenia omanu albo sokiem z chrzanu – pity w ciągu 5-7 tygodni. Przy przewlekłych bronchitach i uporczywym kaszlu polecano herbaty z czerwonej koniczyny z miodem oraz z ziela podbiału z dodatkiem miodu. Wszelkie przeziębienia leczono kwiatem lipowym z miodem lub z żółtkiem utartym z miodem. Miód od zawsze był dobrym dodatkiem profilaktycznym przy różnych chorobach zawodowych. Robotnicy narażeni na pylicę, zapadają na nią o wiele lat później jeśli systematycznie jadają miód. W dawnym RFN podawano miód spadziowy zatrudnionym w kopalniach uranu. Przeciwdziałał on w pewnym stopniu skutkom napromieniowania. Jad pszczeli absorbuje wolne pierwiastki, pojawiające się pod wpływem napromieniowania radioaktywnego. Miód zmniejsza toksyczne działanie takich używek jak: kawa, mocna herbata, tytoń czy alkohol. Łagodzi skutki stresów, wstrząsów, przemęczeń. Mobilizuje siły psychiczne i pomaga w walce z chorobami nerwowymi.Podczas II wojny światowej zauważono, że ciężko ranni pacjenci szybciej powracali do zdrowia a poziom hemoglobiny w ich krwi wyraźnie wzrastał, gdy jadali miód. Badania wykazały, że żelazo z miodu jest w ponad 60 % wykorzystywane przez ludzki organizm a jest to ogromnie dużo. U dzieci jadających miód zaobserwowano zwiększenie wagi, siły mięśni i liczby krwinek.

Ciekawostką jest, że rośliny zamoczone przez 24h w 25% roztworze miodu z wodą, z dodatkiem odwaru z drożdży i wit. B1, w temp. pokojowej, wysadzone w zagonkach, ukorzeniają się bardzo szybko i silnie. Dotyczy to również roślin trudno zakorzeniających się, takich jak jaśmin czy głóg.

Pyłek to źródło fitoncydów czyli substancji o działaniu bakteriobójczym, grzybobójczym, pierwotniakobójczym, hormonów, stymulatorów wzrostu, antybiotyków, enzymów, olejków eterycznych i … Dzięki badaniu pyłków przez botaników i archeologów, na podstawie pyłków wydobywanych z torfowisk, odtworzono florę okresu polodowcowego. Według medycyny ludowej, pyłek nie dopuszcza do choroby zwanej prostatą, a nawet ją leczy. Zwiększa poziom hemoglobiny i erytrocytów we krwi i obniża ciśnienie. Pyłkiem leczono niemowlęce odparzenia. Wytrząsało się pyłek z bukietu np. malw, bezpośrednio na odparzenia i pieluszkę. W pyłku znajduje się „prototyp” penicyliny, posiadający zdolności hamowania niektórych typów chorób tyfusowych. Pyłek odmładza. Kuracje pyłkowe normują stan psychiczny.

Egipcjanki i Rzymianki używały pyłku na piękną cerę. Piękna Poppea, żona Nerona, kąpała się w mleku oślic a twarz smarowała maseczką z mieszanki tego mleka z miodem. Miodu do pielęgnacji urody używała również pani du Barry, słynąca z urody metresa króla Francji, Ludwika XV. Japonki do pielęgnacji rąk używają mikstury z olejku z migdałów słodkich i gorzkich lub jąder pestek brzoskwini, utartych z miodem i żółtkiem jaja. Chinki ucierają z miodem rozgniecione pestki pomarańczy. Krem taki rozjaśnia cerę i przeciwdziała wszelkim niedoskonałościom skóry. Kreolki nacierają całe ciało płynem z wyciągów różnych korzeni, zmieszanych z miodem i wodą. Starożytni Grecy utrwalali za pomocą miodu barwy na tkaninach, dzięki czemu kobiety mogły drapować z nich piękne tuniki.

Od tysiącleci istnieje opinia o tym, że pszczelarze na ogół żyją dłużej. Niektórzy badacze tłumaczą ich długowieczność spożywaniem dużych ilości miodu surowego, niedokładnie oczyszczonego, „zabrudzonego” pyłkami. Do przebywania z pszczołami niezbędny jest spokój i wewnętrzne opanowanie. Pszczoły szybko reagują na ludzi niespokojnych, zbyt ruchliwych. Przebywanie na świeżym powietrzu, spokój, oraz niejednokrotne pożądlenie przedłuża pszczelarzom życie.

Stare powiedzenie ludowe brzmi: ” tylko szlachetni potrafią być wdzięczni”, dbajmy więc o nie, kochajmy je a one wciąż obsypywać nas będą swymi cudownymi, życiodajnymi produktami.

Cdn…

by Magdalena 🙂

.

.

.

.

Źródła:

Stare zapiski z notatnika,

http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/wierzenia-o-pszczolach-w-tradycji-ludowej-lubelszczyzny/

„Pszczoły i ludzie” Irena Gumowska

Do Mężczyzny

Chcesz sobie narobić kłopotów?

Zaoszczędź kobiecie uniesień i wzlotów.

Zacznij od niej oczekiwać, wymagać.

Wkrótce choć o jedno spojrzenie,

Będziesz błagać.

Unoś się dumą, zadzieraj głowę wysoko.

Chybnij – wyrżniesz, powie ci jej oko.

Gdy zechcesz ją pouczać, poprawiać…

Wtedy szybko będzie chciała nawiać.

Oczekiwać od niej, jeszcze gorzej.

Swym słodkim jadem,

Ukarze srożej.

Kobieta kwieci, plecie i przeplata,

Trochę zimy, szczypta lata.

Nie mów jej co ma robić,

Ona wie, jak twój świat ozdobić.

Trzeba jej szyjkę ucałować,

Do uszka szeptem się kierować.

Naprawdę,

Kobietę jest łatwiej uwieść, oczarować.

Miej dla niej czułość w sercu i na dłoni,

Jej welon zawsze cię ochroni.

Wtedy nie zostaniesz o chlebie i wodzie,

Lecz skąpiesz się w mleku i miodzie,

Pływając wspólnie po tej żywej tkaninie,

Boskim Gobelinie.

Szept, szepcik, szeptunio…

Spacerując lasem, borem

Rozmawiając z muchomorem

Psie wątki podglądając

W szklaną kulę zaglądając…

Przytulając moją duszę

Radowaniem mury kruszę.

Zielona fala me serce rozpala

I już wiem,

Że

Na jagodowym szlaku

Łyse kapelusze

Leczą Duszę.

by Magdalena 😁💕

Zatrute Jabłko

Spokój wewnętrzny to dla mnie prawdziwa wartość. To siła życiowa. Wewnętrzny kompas za pomocą którego odnajduje się kierunek, niezależnie od zewnętrznych okoliczności.

Dlatego warto w obecnym czasie zachować odpowiedzialną postawę wobec dzieci. Pamiętać, by pomimo odczuwania poczucia niepewności co do „jutra” nie przelewać na nie tej postawy.

Poznałam matkę, która swojej 7-letniej córeczce pozwalała oglądać programy informacyjne w telewizji bo według niej dziecko powinno nabywać świadomości o świecie. Teraz, jako 8-latka, szlifuje z telewizji swą wiedzę o wirusach. Poznałam również rodziców, którzy nie rozmawiają o problemie ani z dziećmi ani przy dzieciach. Za to chodzą poddenerwowani, szepczą po kątach, czają się i emanują tymi energiami. Dzieci to widzą i czują ale z problemem zostają zostawione same sobie.

I taka myśl, jak rodzic ma nauczyć dziecko radzić sobie z problemami, gdy tak naprawdę to rodzic sobie z nimi nie radzi?

Dorosłość nie jest wyznacznikiem dojrzałości ani dojrzałość – dorosłości. Zarówno dorosły -może, tak i dojrzały – może. Dziecko potrafi być bardziej dojrzałe od dorosłego, bo na przykład potrafi powiedzieć – nie – jeśli czuje, że jest to dla niego niewłaściwe. Dorosły brnie w syf bo może, bo mu pozwolono. Choćby alkohol. Dorosły gdy był nieletnim to prawnie nie mógł. Wraz z cyferką w metryce wreszcie już może. Dojrzały nieletni nie chce, dojrzały dorosły wie, że metrykalnie może ale również nie chce. Wie, że to szkodzi. Wie, bo ma świadomość prawdziwych wartości. Dba o swoje zdrowie z wewnętrznej potrzeby, wie że toksyny i trucizny nie służą żywieniu a obumieraniu. Zdrowy wewnętrznie człowiek jest w stanie wybierać to, co dla niego zdrowe. Czy to będzie jedzenie, czy informacja, czy przebywanie w danym środowisku.

Będąc rodzicem warto przemyśleć własną postawę bo dziecko obserwuje i nasiąka. Dojrzały rodzic wie, że dziecka docelowo nie chroni się przed światem a w ten świat się je wypuszcza. Warto więc nauczyć dziecko np. różnic pomiędzy substancjami odżywczymi a truciznami, toksynami. Wtedy samo będzie potrafiło wybrać. Poznałam mamę, która świadomie pozwoliła kilka razy wziąć na spacer batonik sklepowy jako przekąskę, bo dziecię upierało się, że chce. I pozwoliła dziecku świadomie obserwować własne reakcje. Cały proces – od powierzchownej, pierwszej radochy przez odpuszczenie zapału, brak chęci, sił a w końcu do marudzenia i płaczliwości. To dziecko obecnie myśli o tym co je. Potrafi wybierać. Warto uświadomić dzieci, że cukier wspiera toksyny i trucizny w wyniszczaniu ciała, zdrowia. Często cukier bywa zjadany na poprawę nastroju. To znaczy, że coś ten nastrój zrujnowało. Najpewniej stres, emocja, nastąpił jakiś konflikt wewnętrzny. Organizm w stresie ma osłabioną odporność. Poprawiając sobie nastrój cukrem, przykrywa się stan zapalny lukrowaną kołderką. Pozorne uczucie radości a ognisko zapalne wewnątrz rozpala się coraz mocniej. To otwarte drzwi dla jakiejkolwiek zarazy.

Dlatego tak ważne, moim zdaniem jest, by dać dzieciom poczucie spokoju bo to da im wewnętrzną siłę by stawiać czoło wyzwaniom jakie niesie świat, niespodziewanym okolicznościom zewnętrznym.

Warto zadać sobie kilka pytań: czy moje dziecko potrafi rozpalić ogień; czy potrafi zrobić sobie posiłek; czy potrafi zadbać o miejsce i ludzi wokół siebie; czy ma postawę roszczeniową czy życzliwą; czy potrafi cieszyć się życiem; czy potrafi znajdować radość w chwili; czy potrafi troszczyć się o siebie i innych, czy traktuje zwierzęta podmiotowo czy przedmiotowo…?

Ważne jest by nie siać w młodych umysłach mentalnego wirusa strachu przed życiem a zaszczepić w nich chęć do jego odkrywania. Bo tylko spokojne umysły są w stanie budować swój świat w zgodzie z własną tożsamością. Człowiek zastraszony zastanawia się jak przetrwać, spokojny odkrywa Tajemnicę Życia.

Jabłko do którego dostanie się robak – gnije.

Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Po owocach ich poznacie…

by Magdalena 🙂

Jurajskie Światy

Na Jurze czas płynie inaczej. I tak jest w wielu miejscach. Kilka dni temu wróciłam z cudownej krainy – Roztocza i tam też tak jest. O Roztoczu jednak innym razem 🙂

Niedziela – Sun Day – dzień słoneczny. Rzadko kiedy w niedzielę nie świeci słońce, zauważam to zjawisko od wielu lat. I tak też było wczoraj. Słoneczko tak kusiło tymi swoimi promykami by wyjść z domu i nakarmić się powietrzem, że nie było sensu stawiać oporu.

Jura zachwyca, oczarowuje, inspiruje, promieniuje spokojem – tak było i tym razem.

Fotki z wczorajszego spaceru:

by Magdalena 😊

Carpe Diem

Kocham moją Jurę Krakowsko-Częstochowską. Moją, bo dla mnie ona jest moja. Odkąd sięgam pamięcią przyjmowała mnie z szeroko otwartymi ramionami. To jeden z moich ziemskich mateczników. Jest dla mnie jak wielka komórka macierzysta, gdy ją odwiedzam szybciutko regeneruje i harmonizuje moje komórki.

Zamiast indukować się hałasem czy strachem za pomocą np. telewizji, wybieram indukowanie zmysłów bodźcami, które organizm odczytuje jako bezpieczne. Las to antidotum na stres. Wchodząc do lasu nastawiam się na odbiór otoczenia wszystkimi zmysłami. Wdycham zapachy, inhaluję się naturalnie olejkami eterycznymi (las iglasty jest ku temu wspaniały), wsłuchuję się w dźwięki naturalnej „ciszy”, dotykam rośliny, kamienie. Rośliny wydzielają substancje lotne, fitoncydy a wokół siebie gromadzą jony ujemne. Zieleń lasu koi wzrok, las dotlenia, poprawia pracę układu krążenia a leśne spacery stymulują produkcję komórek odpornościowych NK (Natural Killer), które niszczą potencjalne komórki nowotworowe.

Życie pędzi przed siebie. Warto więc czasem zatrzymać się na chwilę, wziąć głęboki oddech, wyciszyć myśli i rozejrzeć uważnie dookoła. Wykroczyć poza horyzont schematycznej codzienności. Wir codziennych obowiązków czy presja zobowiązań mogą przyczynić się do tego, że człowiek znieczula się na odczuwanie siebie samego. Aby czuć się dobrze trzeba o siebie dbać. Życie jest Darem i tylko od oczu patrzącego zależy czy patrzy na życie przez pryzmat przeciwności, czy przez pryzmat możliwości.

Zauważanie ptaków, roślinek, zwierzątek, różnych żyjątek, dźwięków czy zapachów powoduje większą uważność na Siebie również w życiu codziennym. Piękna nie trzeba szukać, ono po prostu jest. Pod nogami, przed oczami, na wyciągnięcie ręki. Wystarczy po nie sięgnąć.

A tu kilka fotek z mojego ostatniego jurajskiego wypadu, okolice Złotego Potoku, niedaleko ruin zamku Ostrężnik:

by Magdalena 🙂

Co ma Piernik do Wiatraka ?

 „Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to, co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła.”

~ Jan Święch, „Tajemniczy świat wiatraków”

Powiedzenia, przysłowia, porzekadła – dla mnie to Skarb. To Wiedza pozostawiona przez Przodków, przekazywana ustnie za pomocą pieśni, wierszyków, wyliczanek czy zagadek. Odkąd sięgam pamięcią, fascynowało mnie pytanie: Co ma piernik do wiatraka? Przecież, jeśli przodkowie zestawili ze sobą piernik i wiatrak, to musi mieć to głębszy sens. I niekoniecznie poprzez łącznik w postaci mąki. Gdyby tak było, wtedy raczej bliżej byłoby zapytać: Co ma chleb do wiatraka? 🙂 Zresztą, do rozcierania mąki nie trzeba wiatraka, wystarczą np. dwa kamienie. A jednak chodzi o piernik. I zrozumiałam to połączenie, olśniło mnie właśnie w chwili rozkosznego delektowania się moim piernikiem 🙂

Piernik to twarde ciemnobrązowe ciasto robione z mieszaniny mąki pszennej i żytniej, mleka, jajek, karmelizowanego cukru, miodu, mocno przyprawione cynamonem, imbirem, a czasem także goździkami, kardamonem, gałką muszkatołową, anyżem i lawendą. Swoją trwałość zawdzięcza z jednej strony dużemu udziałowi przypraw korzennych, a z drugiej swojej twardości i suchości. W zimnym i suchym miejscu daje się przechowywać nawet przez kilka miesięcy i świetnie nadają się jako odżywcze suchary, do zabrania np. w daleką podróż. Pierniki pełniły rolę okazjonalnych, symbolicznych podarunków, ale przede wszystkim były kosztownymi lekarstwami, których komponentami były zamorskie przyprawy korzenne
i to od nich zresztą pochodzi ich nazwa, od staropolskiego słowa „pierny” czyli pieprzny. Wyrobienie piernikowego ciasta wymagało żmudnej i ciężkiej pracy. Ciasto dojrzewało bardzo wolno i mogło być przechowywane w stanie surowym przez kilka miesięcy. Najcenniejszym składnikiem był sam zaczyn. Im więcej liczył sobie lat, tym był lepszy. Stanowił część posagu panny młodej. Ciasto leżakowało czasem i ponad 20 lat. Zarabiano je w dniu narodzin córki, piernik wypiekano na jej wesele a w skład posagu wchodziła beczka z piernikowym ciastem.

Historia piernika zaczyna się głęboko w starożytności. W książce kucharskiej ” O sztuce kulinarnej ksiąg dziesięć” pióra Apicjusza znajduje się przepis na miodownik z pieprzem. Hipokrates i jego uczniowie opracowali ponad 300 przepisów leczniczych na bazie miodu. „Z zewnątrz olej, a do wewnątrz miód” – to recepta na długowieczność starożytnego filozofa Demokryta. Starożytni Grecy uważali miód za Eliksir Młodości. Był symbolem mądrości – żywił się nim Pitagoras. Był darem ofiarnym dla bogini Hekate i dla bogini Artemidy. Starożytni Egipcjanie czcili pszczoły jako ożywione łzy boga słońca Re, dlatego miód mogli spożywać tylko najwyżsi dostojnicy i święte krokodyle. Znaczenie miodu w medycynie podkreślał już egipski kodeks Ebersa sprzed 3500 lat. Miód jest obrazem słodyczy. Łączy w sobie doskonałe walory lecznicze, odżywcze i smakowe. Jest remedium na choroby układu oddechowego, pokarmowego i moczowego. Nazywany jest często balsamem dla serca. Przynosi rewelacyjne efekty w leczeniu nawet bardzo trudno gojących się ran. Pomaga też w zaburzeniach układu nerwowego i depresji. Miód zaleca się spożywać nawet w chorobach nowotworowych, gdyż wzmaga działanie stosowanych leków i zapobiega przerzutom. Ma właściwości antybakteryjne, cytostatyczne, regeneracyjne, lipostabilne, pobudza metabolizm, wspomaga procesy oczyszczania, budowania odporności a także działa znieczulająco i hormonopodobnie. W magii ludowej miodu używano by przyciągnąć płodność, miłość, obfitość, słodycz życiową.

Mój piernik zrobiony był na miodzie, który osobiście przywiozłam z Polany Białowieskiej – lipowy, lipcowy i co najważniejsze prawdziwym. Oprócz klasycznej korzennej mieszanki przypraw, którą dobieram sama, na „oko”, dodałam do niego jeszcze szczyptę kurkumy i pieprzu. Był wyjątkowy. Delektując się jego smakiem, w pewnej chwili poczułam jakby zatrzymał się czas, w brzuchu poczułam ciepło i pulsowanie w splocie słonecznym. Poddałam się temu, zamknęłam powieki i oczami wyobraźni przeniosłam 🙂 do mojej ukochanej Białowieży. Poczułam zapachy i poczułam w sobie to ciepło słoneczne, takie kojące, wspierające, obdarzające prawdziwą siłą życiową. Z uśmiechem w sercu spacerowałam więc po białowieskim skansenie, aż dotarłam pod wiatrak (to wiatrak-koźlak, datowany na rok 1925 i działający jeszcze w latach 50-tych, przeniesiony do skansenu ze wsi Kotły). I tak rozkoszując się tym wewnętrznym ciepłem, sycąc nim, poczułam na policzkach muśnięcie wiatru (fenomen wyobraźni 🙂 ) i … wtedy zrozumiałam to połączenie, wiatraka z piernikiem.

Wiatraki. Ciężko wyobrazić sobie jak wyglądałby teraz świat, gdyby kiedyś nie powstał wiatrak. Lokalizacja wiatraków i młynów wodnych była wynikiem zarówno pragmatycznego postrzegania świata, jak i magiczno-religijnego podziału przestrzeni. Właściwą budowę wiatraka rozpoczynano od określenia najbardziej korzystnego miejsca, na którym miał stanąć budynek. Siłą napędzającą wszystkie urządzenia w wiatraku jest napór wiatru na śmigła, zatem lokalizacja wymagała otwartej przestrzeni, wyniosłości terenu, położenia z dala od zabudowań wiejskich. Spełnienie wszystkich podstawowych warunków zapewniało uzyskanie „dobrego wiatru”. Na terenach płaskich wykonywano sztuczne nasypy, a także budowano wiatrak na odpowiednio wysokim fundamencie. Naturalne ukształtowanie terenu na ogół przesądzało o wyborze lokalizacji. Ekspozycja młynów wietrznych na wyniosłości terenu jest zbieżna z lokalizacją starych kościołów wiejskich, górujących nad resztą wsi. „W architekturze ważne budynki ustawia się na cokołach lub stopniach; tam gdzie umiejętności techniczne były największe, budynki te bywały zazwyczaj najwyższe”- (Y i-F u T u a n, Przestrzeń i miejsce). Jean Hani w książce „Symbolika świątyni chrześcijańskiej” stwierdza – „Jest pewne, że pierwsze ołtarze i świątynie budowano na górskich szczytach po to, by je umieszczać symbolicznie na osi świata […]. Tam gdzie gór nie było, sypano sztuczne wzgórza lub budowano świątynie w kształcie góry”. Podstawowym elementem konstrukcyjnym wiatraka koźlaka była podwalina, stanowiąca bazę konstrukcji nośnej. Siłą rzeczy musiała więc mieć spore rozmiary, osiągające niekiedy 40 x 50 cm. Podwaliny — dwa grube bale skrzyżowane pod kątem prostym — tworzyły krzyż o równych ramionach (krzyż grecki). Podwaliny tworzące bazę wiatraka są najpotężniejsze ze wszystkich znanych podwalin budowanych na ziemi. Ich ułożenie nie jest przypadkowe, albowiem zawsze skierowane są one dokładnie w cztery strony świata. W miejscu skrzyżowania podwalin ustawiana była pionowa oś — sztember, będąca słupem nośnym o wysokości około 5 m i średnicy 70—80 cm. Sztember sam w sobie jest osią i wyznacza oś wertykalną przyszłej budowli. W symbolice architektonicznej ów środek uważany jest za centrum świata — omfalos. Sztember to najpotężniejszy element konstrukcyjny wiatraka i jego złamanie oznaczało koniec świata, powrót do punktu wyjścia. Sztember podtrzymuje mącznicę, na której opiera się druga kondygnacja młyna wietrznego. Połączenie sztembra i mącznicy tworzy krzyż tau w kształcie litery T. W młynie wietrznym — konkretnie w koźlaku — występuje przynajmniej pięć krzyży: połączenie podwalin, sztember i mącznica, ramiona krzyżowe w kole palecznym, śmigła, chorągiewka na kalenicy.

Istnieje wiele hipotez dotyczących genezy wiatraków na świecie. Według niektórych z nich, pojawiły się one 1000-2000 lat p.n.e na bliskim Wschodzie, według innych 2000 lat temu w Chinach, Japonii i Tybecie. Prawie wszyscy znawcy młynarstwa wymieniają Seistan (obecnie Iran), w którym istniały pierwsze młyny wietrzne. Miały one pionową oś obrotu i datuje się je na VII-VIII w. Pierwsze pisemne przekazy dotyczące wiatraków w Europie odnoszą się do XII w. Młyny wietrzne występujące w Europie posiadały przeważnie poziomą oś. Uznano, że były dwa kierunki rozprzestrzeniania się młynów wietrznych: z zachodu Europy na wschód, oraz z Seistanu na zachód. Wcześniejsze zapisy dotyczące młynów wietrznych mogą wynikać z faktu, że wiatraki były mylone z silnikami wietrznymi, które powstały wcześniej. Używano ich pierwotnie do nawadniania lub odwadniania pól.

Skrzydła wiatraka, poruszane siłą wiatru, przekształcały energię wiatru na kinetyczną w ruchu obrotowym i dzięki temu napędzały mechanizm mielący. Samym wiatrakom i różnym częściom młynów wietrznych nadawano też cechy mitologiczno-demoniczne. Wiatraki porównywano m.in. do rogatego diabła i rozszalałego giganta. Bogatą symbolikę nadawano też szmigom wiatracznym w spoczynku. I tak np. młyn, którego śmigła były ustawione w formie krzyża (X ), oznajmiały to, że wiatrak aktualnie nie pracował. Takie ułożenie szmig miało też bardzo racjonalne uzasadnienie, zabezpieczało bowiem przed ewentualnymi zagrożeniami związanymi np. ze wspinaniem się dzieci na śmigła. Niezależnie od tego takie ich ustawienie niosło też informacje o awarii wiatraka lub złej pogodzie. Ułożenie szmig w znak krzyża (+ ), oznaczało natomiast „żałobę młyna”, przekazując informację o śmierci młynarza lub kogoś z jego rodziny. Oprócz tego ustawienie to mogło nieść informację o charakterze technicznym oznajmiającą, że skrzydła wiatraka są w danej chwili zapierzane. Ponadto np. w dniu święta patrona parafi i szmigi ustawiano na kształt trójlistnej koniczyny; z kolei oznajmiając o weselu w rodzinie młynarza, zdobiono je kwiatami itd. (K. Rzepkowski – Złoty kciuk. Młyn i młynarz w kulturze Zachodu).

Ułożenie skrzydeł jest językiem komunikacji, zrozumiałym dla okolicznej społeczności. Wiatrak to okoliczny łącznik przestrzenny.

I tak w trakcie tej mojej piernikowej podróży, stojąc oko w oko z tym moim białowieskim wiatrakiem, czując to zasilające mnie, promieniujące poprzez brzuch – wewnętrzne ciepło, zobaczyłam swój splot słoneczny jako taki Sezam. A w jego zamku taką jakby śrubkę z własnym, indywidualnym kodem na główce, do którego pasuje dedykowany śrubokręt.

Splot słoneczny (plexus solaris) -jest taką tarczą, która chroni przed światem zewnętrznym i łączy z nim równocześnie. Jest indywidualną różą wiatrów czyli albo jej nie rozumiem i rzuca mną jak popadnie 🙂 albo ją rozumiem i dzięki niej wiem jak się ustawić do wiatru by go złapać w żagle i latać 😀 Można rzec, że splot słoneczny to napęd runiczny. X (chi) to 22 litera alfabetu greckiego. X to runa Gebo i jest to symbol harmonii i balansu. To równowaga energetyczna, której powinniśmy szczególnie pilnować, jest bardzo łatwa do zachwiania. Każdy krzyż ma swój punkt styku obu osi i tym punktem jest dla mnie splot słoneczny, inaczej zwany trzewnym. Jest to jeden z głównych splotów nerwowych w organizmie.

Ze splotem słonecznym łączą się: splot przeponowy, splot nadnerczowy, splot nerkowy oraz splot jajnikowy u kobiet lub splot jądrowy w przypadku mężczyzn, a także: splot żołądkowy górny, splot żołądkowy dolny, splot wątrobowy, splot śledzionowy, splot krezkowy górny i splot aortowy brzuszny. Nazywany jest drugim mózgiem, mózgiem brzusznym. Splot słoneczny jest częścią autonomicznego (wegetatywnego) układu nerwowego, jego zadaniem jest unerwienie narządów wewnętrznych. Jest odpowiedzialny za reakcje organizmu niezależne od woli, na przykład perystaltykę jelit i wydzielanie soków żołądkowych.Splot słoneczny to skupisko neuronów (komórek nerwowych), których podstawową funkcją jest przenoszenie bodźców do narządów wewnętrznych takich jak wątroba, przepona, śledziona, żołądek, dwunastnica, jelita, nadnercza i nerki, narządy płciowe oraz duże naczynia krwionośne. Neurony skupione w splocie słonecznym regulują przemianę materii, wydzielanie żółci i soku trzustkowego oraz perystaltykę dwunastnicy, żołądka, jelita cienkiego i grubego. Ponadto regulują pracę serca, ciśnienie krwi, napięcie zwieraczy pęcherza moczowego i odbytu, oddychanie, pracę narządów rozrodczych, wydzielanie hormonów do krwi oraz zapewniają właściwą termoregulację.  Splot słoneczny jest zatem miejscem, w którym skupiają się komórki nerwowe odpowiedzialne za pracę najważniejszych narządów w ludzkim ciele. Zapewniają one tak zwaną homeostazę, czyli równowagę niezbędnych dla życia procesów fizjologicznych. Szczególnie niekorzystnie wpływają na splot słoneczny zmiany miażdżycowe, które skutkują niedokrwieniem i niedotlenieniem mózgu oraz wszelkie stany zapalne, przede wszystkim zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Także choroby nowotworowe mają negatywny wpływ na funkcjonowanie splotu słonecznego. Szczególnie niebezpieczne jest uderzenie w splot słoneczny. Z uwagi na to, że w tym miejscu znajduje się duże skupisko neuronów zaopatrujących główne narządy wewnętrzne, cios w splot słoneczny może spowodować ogromny ból, niemożność złapania oddechu. Może również dojść do uszkodzenia narządów wewnętrznych. Funkcjonowanie splotu słonecznego zakłócić mogą negatywne emocje (takie jak zazdrość, gniew lub nienawiść). Długotrwałe poddawanie się negatywnym emocjom może doprowadzić do chorób układu sercowo-naczyniowego, do stanów zapalnych oraz wrzodów i nieżytów żołądka.

Stany zapalne to fałszywy ogień w organizmie. Utrzymywany przez fałszywe idee, fałszywą tożsamość, fałszywe jedzenie – ogólnie, poprzez wtłaczanie fałszywych informacji w organizm.

Czakra splotu słonecznego to jeden z 7 głównych węzłów energetycznych w ciele. Jej praca wywiera wpływ na wszystkie pozostałe. To siedziba wewnętrznego ognia. Ogień ten może napędzać a może wewnętrznie wypalać, zależy od nadanego kierunku i podsycenia. To wewnętrzne słońce, które daje witalność i siły. Stąd bierze się samokontrola, wyczucie umiaru i wewnętrzna dyscyplina. Obserwacja reakcji własnego splotu słonecznego ułatwia dotarcie do własnej intuicji, wysłyszenie siebie. Pozwala dokonać rozpoznania zanim włączy się, czasem komplikujący, umysł. Pozwala zauważyć, dotknąć, prześwietlić, oczyścić i uwolnić jakąś zablokowaną emocję, uczucie, uchwycić splątaną myśl. Praca nad własnym systemem słonecznym pomaga przemienić słabości w mocne strony, odzyskać własną siłę napędową, sprawczą. Zrozumienie mechanizmu zarządzania własnymi żywiołami: wiatrem (oddech,myśli, emocje), wodą (emocje, uczucia), ziemią (materia), ogniem (oddech,pasja, odwaga) i eterem (inteligencją zarządzającą umysłem, który jest odbiornikiem i nadajnikiem fal) to panowanie nad sobą, zarządzanie sobą. Każdy żywioł przejawia inny stan skupienia, czyli jest mniej lub bardziej subtelny. Najbardziej subtelnym żywiołem jest ogień. Następnie powietrze, później woda, a na końcu ziemia. Nasza fizyczność jest najcięższą na Drzewie Życia, więc opanowanie żywiołów należy zacząć od najbardziej gęstego – ziemi, a skończyć na najbardziej subtelnym – ogniu.

Ojciec, bóg, słońce i ogień to w mitologii synonimy. Dadźbóg, Ra, Hefajstos, Helios, Sol, Apollo, Mitra – kto nie zna tych imion? Kult Słońca sięga samych początków kultury. W prasłowiańskiej kulturze łużyckiej znaleźć można symbole tego kultu takie jak: krzyże, swastyki, koła szprychowe. Bóstwem Słońca był Swaróg, którego uważano także za boga ognia i kowalstwa. Reliktem pogańskim był zakaz wskazywania palcem w kierunku Słońca aby go nie uszkodzić.

Jeżeli w organizmie panoszy się fałszywy ogień (stan zapalny) to pierwszym zaatakowanym organem są jelita, „drugi mózg”. Nastroje radości, przygnębienia, niepewności, zadowolenia czy smutku nie powstają wyłącznie w głowie, część z nich ma swoje źródło właśnie w brzuchu. W jakiej kondycji jelita, w takiej głowa. Stan mikroflory jelitowej może utrzymywać człowieka w dobrym zdrowiu a może prowadzić do rozwoju stanów zapalnych w organizmie. Jeśli coś leży i gnije „na żołądku”, leży „na wątrobie” to od razu widać w grymasie twarzy i nastroju. Zdrowie to chęć i napęd do Życia. Przyprawy PIERNE zwalczają stany zapalne, pasożyty, zwalczają infekcje wirusowe, bakteryjne, grzybicze, dają ciepło, uwalniają prawdziwy wewnętrzny ogień, działają rozluźniająco, poprawiają pamięć i koncentrację, przywracają jasne myślenie. To myśli tworzą emocje, emocje z kolei wpływają na myśli. A ciało próbuje powiedzieć np. : „słabo mi na samą myśl”, „robi mi się gorąco”, „kłuje mnie w żołądku, „ale mam gul w gardle” itp. – Jażń podsuwa gotowe recepty, wystarczy wysłyszeć – jednak kombinując umysłem i splotem słonecznym można zapędzić się w tzw. kozi róg. Właściwe połączenie to przełączyć się splotem słonecznym na Serce, otworzyć na przepływ uczuć, wtedy pojawia się zrozumienie i lekkość. Nadzór umysłu może tworzyć zapętlenia w analizie, obsesji, zamartwianiu, melancholijnym „zawieszaniu”, rozpamiętywaniu – w takim stanie łatwo znaleźć sztuczne światło, sztuczny pocieszacz, co jeszcze wzmaga destrukcję. W takim stanie ciało wytwarza adekwantne hormony i taka informacja roznosi się po całym ciele, prowadząc do..stanów zapalnych. Zauważanie swoich myśli, pozwolenie im przychodzić i odchodzić, świadome ich rozpoznanie i ukierunkowanie (oddzielenie ziarna od plew) pozwala nie rozdmuchiwać emocji na wszystkie strony, wiatrem własnych myśli. Grać komuś na emocjach, na nerwach to mieć nad nim kontrolę. Zarządzać nim bez udziału jego świadomości to jak zabrać mu Życie, to jakby zabrać oczom blask.

Moim zodiakalnym żywiołem jest powietrze. Dzięki niemu „latam”, lubię bawić się Słowem, jeśli jednak go nie równoważę Ziemią, czyli zdyscyplinowaniem, systematyczną pracą np. w ogródku czy regularnymi, bosymi spacerami wtedy, niestety ale odpływam za daleko i bywa, że się gubię. Jednak, dzięki wypracowanej już w jakimś stopniu samoświadomości,potrafię się odkręcić. Da się 🙂 Czasem wystarczy fiknąć fikołka lub zrobić gwiazdę by się odkręciło 🙂 Wszelkie własnoręcznie przygotowane mikstury (potrawy, napoje 🙂 ) nasycone pięknymi, czystymi myślami, uczuciami, miłością – zachowają tę Wiedzę. Mają ją w sobie zawartą i gdy przyjdzie czasem stoczyć walkę z wiatrakami, gigantami wystarczy udać się do spiżarki po odpowiednie lekarstwo 🙂 Szczęśliwi ludzie potrafią być Sobą, doceniają to co ich otacza, z wdzięcznością i zrozumieniem przyjmują dary losu. Odkryli wewnętrzną, indywidualną wielkość, własną jakość.

Piernik to Iskra Słońca zasilająca wewnętrzne słońce, ocieplająca wewnętrzny wiatr, przynosząca spokój i radość wewnętrznemu (domowemu) ognisku. Jeśli miałabym cokolwiek nazwać Ambrozją to byłby to właśnie Piernik. Stary Piernik – stara wiedza, skondensowane Dobro, esencja światła i ognia.

Ta moja mistyka wiatraka i piernika pozwoliła mi zdefiniować mój własny heliocentryzm 🙂 Mój własny piernik przeniósł mnie w miejsce, które kocham, które mnie kiedyś uzdrowiło (ogniem właśnie) i dzięki niemu, znów wyzwoliłam w sobie ten ogień. Piernik jest Darem Hefajstosa. Jest owocem ciężkiej pracy wielu gałęzi zawodowych. Jego smak przywraca pierwotną radość, taką prawdziwą, w poczuciu spełnienia. Bo każdy jest kowalem Swojego losu a słodki smak owocu życia zawiera się w Jedni.

„Celem sztuki nie jest reprezentowanie zewnętrznego wyglądu rzeczy. Sztuka musi ujawniać ich wewnętrzne piękno i znaczenie” ~Arystoteles

„Zawsze bądź pierwszorzędną wersją siebie zamiast kiepską kopią kogoś innego ” ~Judy Garland

” Każdy z nas jest kimś niepowtarzalnym. Nie czyń siebie samego przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz.” ~Janis Joplin

Czyli, co ma piernik do wiatraka? Jest jego paliwem, alchemicznym złotem 🙂 Ogień póty trwa, póki jest dobywany, rozgrzewa, oświeca, najpełniejsze ciała napełnia.

by Magdalena 🙂

P.S. Według wiedzy ludowej ziarna pieprzu noszone przy sobie uwalniają umysł z zawistnych myśli.

Obrazki wg. kolejności: Obraz Алексей Чижов z Pixabay Obraz germanka z Pixabay Obraz Hans Benn z Pixabay Obraz Dariusz Staniszewski z Pixabay Obraz Bessi z Pixabay

Linki: http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Studia_Etnologiczne_i_Antropologiczne/Studia_Etnologiczne_i_Antropologiczne-r2001-t5/Studia_Etnologiczne_i_Antropologiczne-r2001-t5-s93-106/Studia_Etnologiczne_i_Antropologiczne-r2001-t5-s93-106.pdf http://www.kurrcze.pl/geneza https://www.medonet.pl/zdrowie,splot-sloneczny—budowa-anatomiczna–funkcje–dolegliwosci,artykul,1729422.html

Wiatrem po oczach

Myślę, więc żyję.

Myślę sobie… Tak, właśnie tak.

Świadomie myślę. Wiem, że myślę.

Obserwuję swe myślenie. Wiem o czym myślę i czy te myśli są moje.

Świadome myślenie ma sens. Wiedzieć, o czym się myśli…

Zatrzymać myśl, przemyśleć ją. Rozmyślnie uruchomić zmysł wewnętrznej równowagi.

Przemyślanie myśl puścić lub przemyślanie myśl zatrzymać,

pogłębić, rozwinąć…

Świadomie rozwijać własną myśl, to świadomie życie kreować,

zgodnie z zamysłem.

Myśli to farby na wewnętrznym płótnie…

Świadomie władając myślą można świadomie tworzyć

Życiowe Arcydzieło.

„Jeśli zbudowałeś zamek w chmurach,

twoja praca nie pójdzie na marne.

Wybrałeś idealne miejsce – teraz

musisz po prostu dobudować fundamenty”

~Henry David Thoreau

Chwile samej z sobą są wspaniałe. Czas tylko dla mnie. Gdy zanurzam się w siebie, poznaję. Słyszę mój własny, wewnętrzny głos.

Choć, nie zawsze podoba mi się to co słyszę. Czasem odzywa się głos np. Pani Idealnej. Pani Idealna to ta, która rzadko czuje, że jest taka jak trzeba. Odczuwa pragnienie aktywności i zaangażowania, kosztem siebie. Pragnie być najdoskonalsza we wszystkim czego się dotknie. Pragnie być wspierająca, młoda, ładna, zgrabna i powabna. Stawia sobie najwyższe poprzeczki. Nigdy nie wydaje się w pełni usatysfakcjonowana, nigdy nie docenia. Wszystko chce kontrolować bo przecież wszystko wie najlepiej. Przede wszystkim wie to, że Ja, cokolwiek bym nie zrobiła, mogłabym zrobić to lepiej 🙂 Albo Misyjna Pani Domu i jej nakazy: „sprzątaj, sprzątaj – co tak siedzisz?”

Tak naprawdę to zwykły program umysłu jakich wiele. Nauczyciel z misją, autorytarny ojciec, Matka Polka, idealne dziecko… do wyboru, do koloru. Sto razy usłyszane opinie, stwierdzenia (najpewniej od nieświadomych najbliższych, których również zaprogramowano na ten schemat), zakodowane, bezmyślnie i nieświadomie przyswojone i odtwarzane, potrafią żyć swoim życiem, wykluczając mnie ze mnie. Bylebym nie robiła tego co Ja chcę, co czuję, co ze mnie wypływa i daje mi radość. Na szczęście, mam już na tę Panią sposób. Wyobraziłam sobie piękną wyspę, pełną cudownych kwiatów, ziół, motyli, ptaków… I tam wysyłam ją na wakacje 🙂 Mam wtedy siebie dla siebie. Może tej Pani się tak tam spodoba, że zostanie tam na zawsze i już nie wróci 🙂

Wyciszenie i skupienie pozwala mi uspokoić oddech i wyjść z zaklętego koła pogoni za spełnianiem oczekiwań innych. Zrzucić z siebie presję sprostania wyobrażeniom innych ludzi na temat mojego życia. To moje Życie i nikt go za mnie nie przeżyje. Utylizowanie takiej presji przynosi same korzyści. Mogę zacząć poznawać prawdziwą siebie, budować swój własny świat. Dzielić się sobą, przelewać swoje piękno na innych. Najlepsze co mogę zrobić dla innych, to dbać o Siebie. To mój fundament. Czysta, spokojna, przewietrzona głowa – fundamentem. Jak na górze, tak na dole 🙂 Porządek w świecie reakcji, emocji, uczuć. Oczyszczenie przepływu energii ze wszelkich skrzepów, zatorów, brudów, blokad. Świetnym narzędziem, niezbędnym w takich porządkach, jest praktyka świadomego oddechu. Dotlenienie każdej, pojedynczej komórki. Spokojny, wyrównany, głęboki oddech uspokaja myśli. Pozwala mi czasem po prostu odpuścić, nawet częściej niż czasem. Odpuścić sobie ten umysłowy hałas wywoływany wszechogarniającym nadmiarem informacji. W odzyskaniu i utrzymywaniu czystej głowy a zarazem i ciała, świetnie pomagają różne kuracje oczyszczająco-odtruwające, kąpiele ziołowe i solne, ziołowe napary i odwary, taniec, śpiew, spacery po lesie, skromne i pożywne odżywianie…a czasem zwykłe, pospolite, domowe sprzątanie. W Żeńskiej Komórce znajduje się specjalny regał na narzędzia służące sprzątaniu, porządkowaniu i odżywianiu szarych komórek. Lubię dbać o siebie, swoje ciało, bliskich. Lubię, gdy wokół mnie panuje ład. Dlatego często sięgam na ten regał właśnie i wyciągam coś skutecznego, na dany moment. Teraz jestem na etapie czyszczenia organizmu ziemią okrzemkową i kąpielami ziołowymi. A do picia zaparzam brahmi. Smak specyficzny, określiłabym – błotnisty 🙂 Jednak chyba żadna inna herbatka nie odpręża tak mojej głowy niż brahmi właśnie. Natychmiastowy odzysk spokojnego snu i jasnego myślenia. A myślenie to kojarzenie, wnioskowanie, zastanawianie się. To przetwarzanie świadomie informacji w mózgu.

„Myślenie – to lubieżność wielkiego ducha” ~Jan Fedorowicz

„Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie” ~Wisława Szymborska

„A kiedy zmienia się twój sposób myślenia, wraz z nim nieodmiennie zmienia się cała reszta.” ~Stephen King

MYŚLĘ, WIĘC JESTEM ~Kartezjusz

🙂

by Magdalena

obraz Džoko Stach z Pixabay

D jak Jesień

Jesień. Dziś tego pięknego, słonecznego przedpołudnia poczułam ją całą sobą. Gdzieniegdzie jeszcze zieleń jednak mocno już poprzeplatana złotem, żółcią i czerwienią. Liście na drzewach trzymają się resztkami sił choć w większości podróżują sobie po łąkach i trawnikach by wreszcie spocząć i otulić ziemię przed nadchodzącą zimą. Uwielbiam te chwile gdy promyki jesiennego słońca rozgrzewają buzię, pojawia się wtedy na niej uśmiech, mimowolnie. Pojawia się błogi spokój, radość i wewnętrzna wdzięczność za tę pełną uniesienia chwilę.

Jesień sprzyja nostalgii, rozmarzeniu, przywoływaniu letnich wspomnień… By jednak dotrwać w dobrej kondycji do następnego lata trzeba o siebie dbać, troskliwie.

Przede wszystkim o uśmiech i dobre samopoczucie. To klucze do dobrych relacji, z samą sobą a przez to z całym otoczeniem. Bliskimi ludźmi, zwierzakami, roślinami. Kobieta to Kapłanka Domowego Ogniska. Jeśli jest uśmiechnięta, kolorowa to wszystko wokół niej również się uśmiecha, gdy jest smutna i zgaszona, wszystko wokół niej marnieje.

Aby więc dbać o ten uśmiech i wewnętrzną radość, jesienią niezbędna jest suplementacja witaminką D i magnezem. Czemu magnezem? Bo inaczej „nici” z przyswajania wit.D.

Wit.D bez towarzystwa magnezu jest nieużyteczna a nawet szkodliwa.

Gdy jest go za mało, witamina D ma nieaktywną, magazynowaną formę. Tylko dzięki magnezowi może ona zostać uaktywniona i trafić do krwi. 

Witamina D to dobra odporność, zdrowe zęby, kości, naczynia krwionośne, układ nerwowy, wzmocniona siła mięśniowa.

Witamina D przy tym jest prohormonem, czyli może się przekształcać na właściwą substancję aktywną hormonalnie.

Przypadłości, którym można zapobiegać dbaniem o odpowiednie nasycenie witaminą D, to: nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, choroby autoimmunologiczne oraz nowotwory m.in prostaty, piersi, jajników oraz okrężnicy. Jej niedobór ma związek także z zaburzeniami odporności, przewodnictwa nerwowo- mięśniowego, depresją, schizofrenią, astmą, miażdżycą i otyłością.

Seniorzy z prawidłowym poziomem witaminy D dłużej zachowują funkcje poznawcze oraz są w lepszej kondycji umysłowej.

Właściwy poziom „witaminy słońca” jest niezbędny do tego, aby organizm funkcjonował prawidłowo i aby cieszyć się pełnią życia.

Po prostu, ŻEBY CHCIAŁO SIĘ CHCIEĆ!

Ubrana w uśmiech od ucha do ucha idę więc na jesienny spacer, by po powrocie, nasycona odżywczą mocą naturalną, przystąpić do czarodziania 😉

Czyli przemienić pigwę w kompot i dżem.

🙂

by Magdalena